Nie zwalnia tempa pomoc dla walczącej z najeźdźcą ludności Ukrainy, organizowana wspólnie przez Stowarzyszenie „Wspólnota Bocheńska” i Stowarzyszenie Bochniaków i Miłośników Ziemi Bocheńskiej. W sobotę z Bochni wyjechały kolejne dary. – To przede wszystkim żywności, ale też koce i śpiwory, medykamenty, środki czystości, baterie, świece, latarki, a nawet wózki inwalidzkie. Ważne, że wszystko trafiło bezpośrednio do Czortkowa! – podkreśla Ireneusz Sobas.
Stało się to przez przypadek – w Bochni zatrzymała się ukraińska ciężarówka, której kierowca miał zabrać z jednej z bocheńskich firm ładunek na Ukrainę, a dokładnie do Kijowa. Wskutek działań wojennych i blokady stolicy Ukrainy stało się to niemożliwe i Ukrainiec utknął w Bochni na długie dni.
-Ponieważ jednak bardzo chciał wracać do swoich, zaproponowaliśmy mu pokrycie kosztów dojazdu na Ukrainę w zamian za przysługę – zawiezienia darów prosto do Czortkowa. Nie wahał się ani minuty – pomimo groźby nalotów, godziny policyjnej, posterunków kontrolnych i innych restrykcji – dodaje Irenausz Sobas.
Auto, którym się porusza, to ogromna ciężarówka z przyczepą i nie byliśmy w stanie wypełnić jej nawet w niewielkiej części, dlatego z chęcią organizatorzy akcji przyjęli propozycję podwiezienia na Ukrainę Oksany – ukraińskiej dziennikarki spod Odessy, która przebywała w Polsce, zbierając pomoc dla ukraińskich żołnierzy.
Trochę czasu zabrało logistyczne przygotowanie całego przedsięwzięcia, ostatecznie pojazd wyruszył z Bochni w sobotę w godzinach nocnych. Kierowca i jego pasażerka zostali wyposażeni w odpowiednie fundusze i wyprowiantowani na drogę. Dojazd do granicy nie stanowił żadnych problemów, natomiast jej przekroczenie – już tak. Na odprawę przez stronę polską czekali 16 godzin, pomimo uproszczonych formuł przekazywania pomocy humanitarnej, po prostu sznur samochodów przed nimi liczył ok. 3 km!
Ostatecznie po stronie ukraińskiej znaleźli się w niedzielne popołudnie.
– Zaraz za granicą Oksana i przewożone przez nią dary (od razu pragnę uspokoić – nie były to stingery czy jawelliny lecz buty, kurtki, rękawice, opatrunki) zostały przepakowane na ukraiński pojazd, natomiast kierowca nie bez przeszkód kontynuował podróż przez Lwów, Tarnopol aż do Czortkowa. Przeszkodą był permanentny brak paliwa w Ukrainie – zapewnia Ireneusz Sobas.
Olej napędowy jest tam sporo tańszy niż u nas, dlatego kierowca zdecydował się na tankowanie dopiero po przekroczeniu granicy. Co z tego, skoro można go dostać na co drugiej stacji i do tego w racjonowanych ilościach po odstaniu swego w gigantycznych kolejkach. Tym sposobem nasz dzielny driver stracił na dojazd do Czortkowa kolejne kilkanaście godzin. Ale dotarł na miejsce.
W czasie krótkiej wymiany zdań z Oksaną zarysowała się płaszczyzna do kolejnej współpracy. Żołnierze ukraińscy przebywają na froncie już 3 tygodnie. Walczą w okopach, a śpią w prowizorycznych ziemiankach. Tymczasem temperatura w Ukrainie spada obecnie poniżej -10°C w nocy.
Nie każdy z nich to zawodowy żołnierz, wielu to ochotnicy, w cywilu parający się różnymi profesjami. Nie wszyscy są odporni na trudy wojaczki, stąd częste choroby, stany gorączkowe. Oksana prosi o pomoc dla nich.
Co jest potrzebne?
– Prosiła o „burżujki” – gdy zdumiony zapytałem, co to jest, okazało się że to popularna u nas „koza”, czyli stalowy piecyk opalany drewnem, trocinami czy węglem. Sprawdziłem na Allegro – takie piece kosztują od ok. 300 zł wzwyż. Gdyby znalazł się ktoś, kto zasponsorowałby taki zakup, pozwoliłoby skoncentrować się nam na kolejnych zbiórkach. Prócz pieca Oksana wymieniła też inne rzeczy, potrzebne od zaraz żołnierzom: lampki naczołowe, ciepłe rękawice, medykamenty i przede wszystkim środki opatrunkowe, w tym głównie opaski uciskowe przeciwko krwotokom, tzw. stazy – wylicza Ireneusz Sobas.
Bochnia wielokrotnie udowadniała, że w chwilach próby stać ją na rzeczy wielkie. Teraz właśnie jest taka chwila. Cały czas czynny jest nasz punkt zbiórki darów w Rynku, w lokalu po Aptece pod Białym