Co stało się z 34-letnią mieszkanką Borzęcina? Na to pytanie od trzech tygodni próbują znaleźć odpowiedź jej bliscy, przyjaciele, mieszkańcy Borzęcina, ale przede wszystkim policjanci i prokuratorzy.
Kobieta zaginęła w nocy z 3 na 4 stycznia. Miała iść spać do ojca, jego dom jest oddalony zaledwie o 200 metrów od nowego domu, który pani Grażyna wybudowała razem z mężem. Obydwoje od kilkunastu lat pracowali i mieszkali w Londynie. Tam też wychowywał się ich pięcioletni syn.
Tej czwartkowej nocy 34-latka nie dotarła jednak do rodzinnego domu. Zapadła się jak kamień w wodę. Od trzech tygodni szuka jej policja, bliscy i mieszkańcy. Przyjaciel kobiety, Sardar fryzjer pochodzący z Iraku wyznaczył nawet ogromną nagrodę – 100 tys. zł za jakikolwiek ślad, który pomoże w rozwiązaniu zagadki.
W odnalezieniu kobiety pomagają jasnowidze. Najpierw jeden, później dwóch. W tej chwili już nawet czterech. Wszyscy twierdzą, że kobieta nie żyje. Przekonują, że jej ciała należy szukać w pobliżu domu: w lesie, pod wysokim masztem, albo w bunkrach zlokalizowanych w Wisowatkach niedaleko rodzinnej miejscowości męża kobiety.
Poszukiwań nie ułatwia pogoda: śnieg i mróz, który skuł okoliczne stawy. Wiele z czynności policyjnych będzie można wykonać, dopiero gdy poprawią się warunki pogodowe.
Część znajomych z Londynu nie wierzy, że coś złego mogło się stać 34-latce. Według nich kobieta żyje, jako dowód wskazują na screen z telefonu, na którym widać, że ktoś logował się na koncie pani Grażyny na Instagramie w nocy z 18 na 19 stycznia. Czy to była jednak ona?
,Dziś rano jeden z mieszkańców Borzęcina odnalazł w lesie porzucone ubrania. Okazało się, jednak, że nie należą one do pani Grażyny. Poszukiwania trwają nadal. Przez weekend mają być sprawdzone między innymi bunkry.
O tej tajemniczej sprawie będziemy na bieżąco informować na portalu bochniazbliska.pl.
