Przez weekend na terenie Borzęcina prowadził swoje czynności detektyw Bartosz Weremczuk, który na zlecenie męża 34-latki, wyjaśnia okoliczności jej zaginięcia. – Mamy nowe ustalenia, które wpisują się w jedną z przyjętych przez nas hipotez, na razie jednak za wcześnie, by mówić o szczegółach – powiedział Portalowi Bochnia Brzesko z bliska Bartosz Weremczuk.
Grażyna Kuliszewska zaginęła w nocy z 3 na 4 stycznia w Borzęcinie. Kobieta, która na co dzień mieszka w Londynie, do swojej rodzinnej miejscowości przyjechała tylko na jeden dzień. Od dwóch tygodni przebywał tu jej mąż z 5-letnim synem.
34-latkę z lotniska odebrał Czesław Kuliszewski, pojechali do notariusza, Grażyna odwiedziła też swojego ojca, razem z mężem była u teściów. Wieczór spędziła z mężem i synem w domu. Rano już jej tam jednak nie było. Zniknęły też jej dokumenty i rzeczy osobiste.
Śledztwo w sprawie zaginięcia kobiety prowadzi Prokuratura Okręgowa w Tarnowie oraz KWP w Krakowie. Prowadzący postępowanie nie zdradzają żadnych informacji.
-Policjanci cały czas sprawdzają i weryfikują wszelkie tropy na temat zaginionej, są to zarówno wątki ustalone przez funkcjonariuszy jak i informacje otrzymywane od świadków czy postronnych osób – podkreśla przedstawiciel KWP w Krakowie.
Śledztwo w sprawie zaginięcia kobiety prowadzi równolegle detektyw Bartosz Weremczuk. Ustalił on między innymi, że kobieta miała romans z Kurdem, uczyła się czytać Koran oraz przed samym zaginięciem wzięła duża pożyczkę w Londynie.
W piątek detektyw przez kilka godzin składał zeznania w tarnowskiej prokuraturze. Nie zdradza czego dotyczyło przesłuchanie i z kim rozmawiał w Borzęcinie. Zasłania się dobrem śledztwa.
ZOBACZ TAKŻE:
