- REKLAMA -
- REKLAMA -
Wydarzenia

Barbara Salamon: Straciłam pracę, bo mój mąż, był kontrkandydatem wójta w wyborach

Fot. Małgorzata Więcek-Cebula
- REKLAMA -

Z Barbarą Salamon, lekarką  z GZOZ w Bochni rozmawia Małgorzata Więcek-Cebula

Już się pani oswoiła z myślą, że rozstaje się pani z ośrodkiem zdrowia w Proszówkach?
Nie. W ogóle nie czuję się dobrze w tej sytuacji. Jestem zła, że muszę zostawić moich pacjentów. Pracowałam w tym miejscu od 2006 roku. To dwanaście lat. Zżyłam się z tymi ludźmi, dla wielu z nich byłam nie tylko lekarzem, ale także powiernikiem, ufali mi, radzili się w wielu kwestiach. Będzie mi tego bardzo brakowało.

Pacjentom chyba też. Nie mogą się pogodzić z decyzją o pani zwolnieniu, protest w sprawie przywrócenia pani do pracy podpisało ponad 700 osób…
To bardzo miłe. Znaczy, że lubią mnie i szanują tak jak, ja ich. Mocno się wzruszyłam, gdy dowiedziałam się, że jest taki odzew. Wszystko to działo się poza mną. Nikt mi nie mówił, że coś takiego powstanie, choć przejawów sympatii i wsparcia, po tym, jak dostałam wypowiedzenie, na pewno nie brakowało.

Pacjenci wiedzieli?
Sama im to mówiłam, uznałam, że to uczciwe poinformować ich o tej sytuacji. Większość osób, które przychodziły do mnie na wizytę, zapewniała, że są razem ze mną, mocno mnie wspierają i, że nie mogą się pogodzić z tym, co się stało.

A jak pani myśli, dlaczego została pani zwolniona?
Mogę tylko przypuszczać, że ma to związek z faktem, że mój mąż był kontrkandydatem obecnego wójta w ostatnich wyborach samorządowych. Tydzień po nich zaczęły się dziać różne dziwne sytuacje, które w efekcie zakończyły się po miesiącu wręczeniem mi wypowiedzenia.

Co takiego pani zarzucono?
Utratę zaufania, ale też np. to, że pięć razy zapomniałam się podpisać na liście obecności. Oczywiście tego dnia byłam w pracy, logowałam się przecież do komputera, przyjmowałam pacjentów. Nie podpisałam się przez nieuwagę. Po wejściu go gabinetu zajęłam się przyjmowaniem pacjentów, bo to dla mnie zawsze jest najważniejsze.

I to było przyczyną zwolnienia?
Poruszono jeszcze kwestię stażu, który odbywam, robiąc drugą specjalizację z medycyny rodzinnej. Do tej pory dyrekcji gminnego ZOZ nie przeszkadzało, że w poniedziałki jestem na urlopie stażowym, pani dyrektor wyraziła na to zgodę, podpisała zresztą umowę ze szpitalem w Brzesku, gdzie ten staż odbywam. Problem zaczął się po wyborach. Najpierw telefony, potem wizyty. Zażądano ode mnie, bym przedstawiła dokumenty potwierdzające odbywanie stażów z ostatnich trzech lat. Sama pani musi przyznać, że to dziwne.

Dziwne jest dla mnie to, że lekarzowi, który podnosi kwalifikacje, robi się takie problemy, zwłaszcza teraz, kiedy o lekarzy jest tak trudno. Co pani zamierza robić dalej?
Na razie pracuję. Umowę mam do końca lutego.

Planuje pani iść do Sądu Pracy?
Zastanawiam się. Decyzji jeszcze nie podjęłam.

No i jest jeszcze protest. Rozmawiałam z jego inicjatorami, są mocno zdeterminowani, by wymóc na wójcie gminy Bochnia pani ponowne zatrudnienie. Co, jeśli padnie taka propozycja?
Chciałabym pozostać w ośrodku ze względu na pacjentów. Czy to jednak będzie możliwe, nie wiem. Już w tej chwili dyrektor GZOZ zabroniła mi jeździć w poniedziałek na staż, mimo że wcześniej wyraziła na to zgodę. Spokojnie czekam na rozwój sytuacji, wierząc, że mimo wszystko, ta historia dobrze się zakończy.

11 komentarzy
- REKLAMA -
Góra