- REKLAMA -
- REKLAMA -
Kultura

Katarzyna Bonda: Jeśli znajdę w Bochni jakąś dobrą historię, to osadzę tu akcję swojej książki!

Fot. Wojtek Salamon
- REKLAMA -

Z Katarzyną Bondą, autorką kryminałów rozmawia Maria Świgost

Czy Bochnia to dobre miejsce dla jakiejś kryminalnej historii?
Każde miejsce jest dobre. Nie interesuje mnie jednak sama przestrzeń miejska, tylko wnętrze miasta – jego historia. To, co jest pochowane w szafach. To wszystko, co jest sekretem. Jeżeli znajdę w Bochni taką historię to przyjadę i osadzę tutaj akcję.

Co ta historia musi w sobie mieć?
Musi mnie fascynować. To tak jak z miłością. Nie potrafię odpowiedzieć, jak to się dzieje, że gdy kobieta spotyka „tego” mężczyznę, nagle czuje przyspieszone bicie serca, albo suchość w gardle, albo nagle zamienia się w słodką idiotkę. To musi budzić bardzo silne emocje. Tak samo jest z opowieścią. Jeżeli znajduje taką historię, to po prostu to wiem.

Pani powieści są wielowątkowe, co jest najważniejszym wątkiem w życiu Katarzyny Bondy?
To były bardzo różne etapy. Jak byłam osiemnastolatką, to moim najważniejszym celem było mieć przygodowe życie i podbijać świat, wchodzić na wysokie góry. Kiedy uznałam, że jestem na etapie bycia okrzepniętą dziennikarką, to wtedy takim wątkiem było założyć rodzinę i mieć dzieci. Udało się jedno dziecko, więc odsetek planu zrealizowany. Kiedyś też najważniejsze było dla mnie powstać ze zgliszcz.

A teraz?
Teraz najważniejsze jest dla mnie osiągnąć poziom spokoju, bo moje życie przypomina siedzenie na wulkanie. Nieustannie coś się dzieje i nie jest to sprzyjające dla pracy twórczej i funkcjonowania prywatnego. W tej chwili moja persona publiczna absolutnie przytłacza moją personę prywatną. Wyruszyłam w dwu i pół miesięczną trasę. Musiałam negocjować z rodziną, ze swoją córką, co było najtrudniejsze. Ona oczywiście to rozumie, ale jestem pewna, że za chwilę, za tydzień, za miesiąc okaże się, że jest to dotkliwe. Chciałaby osiągnąć w sobie poziom spokoju wewnętrznego i odpuścić tę kontrolę – to jest dla mnie teraz najważniejsze.

Pani kariera rozwija się bardzo gwałtownie…
W ogóle nie rozwija się gwałtownie. Czekałam na swój moment bardzo wiele lat. Kiedy spojrzę na to wstecz, to dopiero od niedawna mam dobrą passę, a tak to los rzucał mi kłody pod nogi. Sama nie wiem, jak to się stało, że przetrwałam. Myślę, że jest to magiczne. Oczywiście jestem strasznym defetystą, wobec czego wydaje mi się, że nagle to wszystko okaże się snem, że mi się tylko wydawało.

Ale teraz w pani życiu dzieje się sporo…
Dzieją się w moim życiu rzeczy niezwykłe, między innymi wydanie tekstów przez największe wydawnictwa na świecie, miliony sprzedanych egzemplarzy. To niesamowite na rynku polskim, gdzie sprzedaje się średnio 3-5 tys. egzemplarzy nakładu i już twórca powinien się cieszyć. A z drugiej strony przychodzą takie rzeczy jak zaproszenie do kampanii reklamowej od Max Factora i jestem jedyną Polką, która reprezentuje Europę środkowo-wschodnią, oprócz jeszcze jednej Czeszki. Poza tym zaproszono dziewczyny z innych krajów, poza naszą częścią świata. Jest to dla mnie duże wyróżnienie, że za granicą ktoś dostrzegł i wybrał akurat mnie. To niesamowite, bo jest mnóstwo pięknych i młodszych ode mnie aktorek, ale prawda jest taka, że dla marki wartościowa była nie moja fasada, ale misja, jaka mi przyświeca w pracy. Myślę, że piękno bierze się też z tego.

Co zrobi pani, jeżeli naprawdę w karierze pójdzie coś nie tak?
Mam zabezpieczenie na plany A, B, C, D, E, i G

Mogę zapytać, jaki jest plan B?
Zabezpieczenia są potrzebne jak przy wspinaniu się na górę. Oczywiście zabezpieczenie jest podstawą, przygotowanie fizyczne też jest ważne, ale jeżeli zawiedzie, czyli coś stanie się z mojej winy to przyjmę to z godnością. Biorę pod uwagę to, że może wydarzyć się coś, co podkopie moją pozycję, albo kompletnie mnie wyeliminuje z rynku i na to się nie pogniewam. Mogę wpływać tylko na to, co robię ja. Paradoksalnie nie wspinam się na górę jak himalaiści i nie ryzykuję życiem. Myślę, że po prostu zmniejszę wydatki, zacisnę pasa, już kiedyś to zrobiłam i się udało. Kiedy mi się nie uda, mówię „no dobra zawaliłam” i kilka brzydkich wyrazów, ale następnym razem tego błędu nie popełnię.

Wkrótce ruszy emisja programu „Opowiem Ci o zbrodni” na antenie Polsatu, nie boi się pani, że stanie się celebrytką?
Mnie właściwie to nie dotyczy. Ludzie czasem rozpoznają mnie na ulicy, ale są to głównie czytelnicy. Nie jest to aż takie groźne. Poza tym ja nie pracuje ciałem. Nie używam ciała jak aktor. Potrafię się ukryć. Kiedy jadę na dokumentację, wystarczy, że nie ubieram moich kolorowych sukienek, tylko ubieram się w normalne ciuchy, związuje włosy, zakładam okulary, czapkę z daszkiem i nikt mnie nie poznaje. Jeżeli chce się schować, to można to zrobić.

Czy atrakcyjnej blondynce jest łatwiej w trudnym, tzw. męskim świecie kryminału?
W ogóle nie przywiązuje wagi do tej fizyczności. Nie czuję się atrakcyjna w tym sensie. Jestem już w wieku, w którym ludzie zaczynają mnie słuchać. Mój mózg zintegrował się z moim ciałem dopiero po urodzeniu dziecka. Zawsze zaprzeczałam kobiecości, bo obawiałam się, że ktoś będzie mnie postrzegał przez pryzmat urody. Byłam głupia. Nie muszę się oszpecać, żeby ludzie traktowali mnie poważnie. Robiłam to przez 10 lat. Jako dziennikarka, wchodząc w jakieś środowisko, najpierw byłam traktowana jako obiekt seksualny, a potem musiałam udowodnić swoją meteorytykę. Brałam się za twarde tematy. Brałam się za zmaskulinizowany target, czyli policja, sądy, wszystkie straże mundurowe. Temat wymusza na kobiecie zasłanianie swojej kobiecości. Nie umiałam nigdy wykorzystać tych atutów, więc dopiero po 35 roku życia zaczęłam nosić sukienkę.

Naprawdę?
Dziś czuje się dziwnie bez niej. Myślę, że będę chodzić w sukienkach, ile się da. Nawet jak będę już pomarszczona, będę miała koka i dalej będę farbować włosy na blond. To nie jest kwestia obsesji na punkcie swojego wizerunku. Bolą mnie takie sytuacje, kiedy krytyk nie potrafi znaleźć żadnego argumentu, który przemawiałby za tym, że moja książka jest jednak ciekawa, tylko rozlicza mnie z tego, ile razy byłam w telewizji śniadaniowej, lub mówi, że moje książki się sprzedają, bo wyglądam dobrze na bilbordzie. To bardzo słabe, ale od lat dotyka mnie tak samo. Teraz wiem, że należy traktować to z obojętnością.

Kliknij i dodaj komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Góra