Już trzy miesiące Prokuratura Okręgowa w Tarnowie czeka na wyniki sekcji zwłok Grażyny Kuliszewskiej. Ciało kobiety zostało wyłowione z Uszwicy 28 lutego. Nadal nie wiadomo, co było przyczyną jej śmierci oraz w jaki sposób 34-latka znalazła się w nocy z 3 na 4 stycznia kilka kilometrów od swojego domu.
Przypomnijmy fakty:
- 3 stycznia 2019 roku Grażyna Kuliszewska przyjeżdża do Polski
- 3/4 stycznia kobieta znika w tajemniczych okolicznościach
- 28 lutego ciało 34-latki zostaje wyłowione z Uszwicy w Bielczy oddalonej od rodzinnego domu w Borzęcinie o kilka kilometrów
- 1 marca w Zakładzie Medycyny Sądowej Collegium Medicum zostaje przeprowadzona sekcja zwłok
- 4 marca zwłoki 34-latki zostają okazane rodzinie
- 4 marca prokuratura zleca wykonanie szczegółowych badań, które mają określić między innymi przyczynę śmierci 34-latki. Ich wyników nadal nie ma.
Wtyczkę do angielskiej ładowarki do telefonu, paczkę papierosów, 20 zł oraz klucze miała w kieszeni kurtki Grażyna Kuliszewska, gdy jej ciało wyłowiono z Uszwicy 28 lutego. W samo południe na zwłoki znajdujące się w mocnym rozkładzie trafili policjanci, którzy sprawdzali rzekę w Bielczy, oddalonej o kilka kilometrów od jej domu. Ciało było w takim stanie, że nie było wcale jasne, czy to kobieta, czy mężczyzna.
Płeć potwierdziła sekcja zwłok. Jednoznaczną odpowiedź na pytanie, czy to zwłoki Grażyny Kuliszewskiej dało dopiero okazanie ciała bliskim. Mąż 34-latki rozpoznał tatuaż i biżuterię żony.
Nadal jednak nie wiadomo, w jaki sposób zginęła Grażyna Kuliszewska. Ma to wyjaśnić szczegółowa sekcja zwłok. Badanie jest wykonywane w Zakładzie Medycyny Sądowej Collegium Medicum UJ w Krakowie. Na wyniki czekamy już trzy miesiące.
W historii zaginięcia 34-latki jest mnóstwo niejasności i sprzecznych wyjaśnień. Wiadomo, że kobieta mieszkała z mężem i synem w Londynie. W Borzęcinie małżonkowie wybudowali dom. Wiadomo także, że kobieta prowadziła podwójne życie. Miała romans z Kurdem. Do Polski przyleciała 3 stycznia, następnego dnia planowała wrócić do Londynu. W tym samym czasie powrót planował także jej mąż z synem, obaj w Borzęcinie spędzali święta i Nowy Rok. Nie wiadomo dlaczego małżonkowie nie podróżowali razem. Z relacji męża Grażyny Kuliszewskiej wynika, że kobieta położyła się spać razem z nim i synem 3 stycznia. Rano już jej nie było. Zniknęły też dokumenty i rzeczy osobiste kobiety.
