W Bochni odbyło się spotkanie z Jackiem Fairweatherem, autorem książki „Ochotnik. Prawdziwa historia tajnej misji Witolda Pileckiego„. To zaledwie jedno z czterech spotkań w Polsce brytyjskiego pisarza i dziennikarza, który opisał historię polskiego bohatera, opierając się na nieznanych dotąd źródłach i relacjach świadków. Nam udało się przeprowadzić rozmowę z autorem tego bestselleru.
Z Jackiem Fairweatherem autorem książki „Ochotnik. Prawdziwa historia tajnej misji Witolda Pileckiego″ rozmawia Jerzy Turek.
Polska? Skojarzenie sprzed lat…
Niewiele wiedziałem o Polsce. Miałem stereotypowe myślenie jak większość osób z zachodu. Oczywiście łączyłem Polskę z drugą wojną światową. Co więcej, wiedziałem, że po wojnie to była część bloku komunistycznego. Po raz pierwszy odwiedzając kraj nad Wisłą, myślałem, że to będzie klasyczne, komunistyczne państwo w trakcie odradzania. Byłem zaskoczony elegancją Warszawy. Nie wyobrażałem sobie, że miejsce, które było zrównane z ziemią, jest tak nowoczesnym miastem. Ta historia odrodzenia zmotywowała mnie, żeby uhonorować ten kraj.
Jak zetknął się Pan się z postacią Witolda Pileckiego?
Byłem reporterem wojennym w Afganistanie. Właśnie miałem opuścić te tereny, ponieważ byłem wypalony pracą, tym co widziałem i wieloma historiami, które opisywałem. Do dziś pamiętam moment, gdy spotkałem przyjaciela, który chwilę wcześniej odwiedził muzeum byłego obozu w Oświęcimiu. Wciąż żył emocjami tamtych chwil. Opowiedział mi o wystawie na temat ruchu oporu w Auschwitz. Byłem porażony faktem, że jeden człowiek mógł przeciwstawić się całemu systemowi zbrodni nazistowskiej.
To była ta iskra, która roznieciła zapał i determinację w zgłębianiu losów niezwykłego, choć mało znanego bohatera drugiej wojny światowej?
W pewnym sensie tak. Ta historia jest niesamowita, bo jak możliwe jest stworzenie komórki ruchu oporu w obozie koncentracyjnym? Wydawało mi się to wręcz niewiarygodne. Wielu ludzi, szczególnie na zachodzie kojarzy Auschwitz tylko z holokaustem, ale można powiedzieć, że ten obóz miał też drugą twarz, mniej znaną, która wiąże się z niesamowitymi postawami osób, które były tam więźniami. A najlepszym przykładem jest Witold Pilecki i jego ruch oporu. I na tym przykładzie właśnie skupiłem swoje badania.
Skąd czerpał Pan wiedzę?
Dziesięć lat temu dla osoby nieznającej języka polskiego poznanie historii Witolda Pileckiego było wręcz niemożliwe. Nie było żadnych tłumaczeń, nawet jednego dłuższego tekstu o tym niezwykłym bohaterze. Raport Witolda Pileckiego w języku angielskim pojawił się dwa lata później od mojego zainteresowania tematem. Czytając ten przekład, pomyślałem – to jest ten człowiek stojący za ruchem oporu. Zorientowałem się również, że oprócz tego tłumaczenia nie ma nic. Zacząłem więc poszukiwania. Na początek zwyczajnie, od w Wikipedii, ale niewiele mi to dało. Mówiąc kolokwialnie – zero informacji. Wszystko przez lata komunizmu zostało skrzętnie ukryte. To było dla mnie dodatkowym bodźcem, żeby opowiedzieć tę historię. Ktoś przecież dokonał tak wielkiego czynu, a wiedza na ten temat była znikoma. To była dziejowa niesprawiedliwość. I bynajmniej nie chodziło mi o to, żeby opisać tę historię społeczeństwu z zachodu. Dla mnie ważne było to, żeby odpowiedzieć na pytania, co stało się z materiałami, które Witold Pilecki wysyłał w formie pisemnej czy ustnej. Dlaczego nie są publikowane? Dlaczego ta niezwykła historia jak dotąd nie ujrzała światła dziennego?
Co było największym wyzwaniem podczas prac badawczych?
Bez wątpienia znalezienie odpowiedzi na pytanie, jak to się stało, że Witold Pilecki zdecydował się dobrowolnie pójść do obozu? Byłem w tym samym wieku, miałem żonę i dzieci. W głowie kłębiły mi się pytania, co musiało się wydarzyć, że człowiek zostawia rodzinę i podejmuje się misji, z której potencjalnie może nie wrócić. Gdy zdecydowałem się o tym napisać książkę, wiedziałem, że muszę krok po kroku odtworzyć życie tego bohatera, dotrzeć do wszystkich możliwych dokumentów i poznać jak najwięcej ludzi, których los postawił na drodze Witolda Pileckiego. Tylko wtedy będzie możliwe opisanie tego, co czuł Witold Pilecki. Tylko wtedy książka będzie interesująca.
Czy doświadczenie korespondenta, zetknięcie się z ludzkim dramatem i cierpieniem miało wpływ na odbiór historii Witolda Pileckiego?
Miałem doświadczenie w sytuacjach zagrożenia, co z pewnością pozwoliło mi lepiej zrozumieć, jak Witold Pilecki pracował… pod presją i w sytuacji ciągłego zagrożenia. W pewnym sensie poznałem frustracje Pileckiego, który robił wszystko, żeby wiedza na temat obozu była spożytkowana. A niestety, pomimo wysyłanych przez niego informacji, żadne działania nie były podejmowane. W tej kwestii miałem osobiste doświadczenie. Oczywiście nie w takim natężeniu. W pewnym momencie poczułem się wypalony opisami tragedii z Iraku i Afganistanu, bo liczyłem, że informacje, które wysyłałem jako korespondent wojenny, coś zmienią. Niestety, nic takiego się nie działo! Miałem poczucie winy, że losy osób, które opisywałem, nadal były tragiczne. Świat nie reagował! Wtedy zrozumiałem, co czuł Pilecki.
Teraz w pewnym sensie poprzez tę książkę, spełnia Pan misję, ukazując co się wydarzyło w obozie. Wysyła Pan w świat raporty Witolda Pileckiego. Jak ludzie reagują w krajach Europy i Ameryki podczas spotkań autorskich?
Bardzo niewiele osób słyszało o Witoldzie Pileckim i podziemiu w obozie. Wielokrotnie zdarzyło mi się, że po odczycie ludzie podchodzili do mnie i mówili – to fascynująca historia, aż dziw, że o niej wcześniej nie słyszeliśmy. To zmienia postrzeganie obozu i ówczesnej Polski. Bezdyskusyjnie, Witold Pilecki był wielkim patriotą i czuł łączność z krajem, ale mnie najbardziej fascynuje, że potrafił wyjść poza poczucie wspólnoty ze swoimi towarzyszami do wszystkich więźniów, którzy potrzebowali pomocy. Był poza podziałami politycznymi, religijnymi i narodowymi.
Nawiążę jeszcze do pierwszej wizyty w Polsce i muzeum obozu w Oświęcimiu… miał Pan dużą wiedzę. Co Pan czuł, przyjeżdżając do miejsc związanych z bohaterem książki?
Wędrując ścieżkami obozu poszukiwałem połączenia z grozą i horrorem, jaki wydarzył się podczas wojny. To nie była zwykła wycieczka, tylko próba odczuwania cierpienia, jakiego doświadczyli więźniowie. Jednym z największych doświadczeń pisania tej książki było czytanie wyznań i sprawozdań, nie tylko Pileckiego, ale też wielu osób, którzy go znali. Podczas pierwszej wizyty miałem taki moment, kiedy pracownicy zaprosili mnie do archiwum i zobaczyłem porażające dokumenty. Widok komór gazowych też mnie ogromnie poruszył. Po kilku następnych wizytach zacząłem czuć łączność z bohaterami tamtych czasów. Obóz stał się dla mnie bardzo bliskim miejscem. Dzięki temu ta książka ma też emocjonalny ładunek.
Czy spodziewał się Pan takiego sukcesu i fascynacji postacią Witolda Pileckiego? Przypomnę, że książka została przetłumaczona na dwadzieścia pięć języków…
Pięć lat badań utwierdziło mnie w przekonaniu, że Witold Pilecki jest jednym z największych bohaterów drugiej wojny światowej. Jestem przekonany, że ta historia nigdy nie stanie się zamkniętą księgą. Mam nadzieję, że przedstawione przeze mnie informacje sprowokują kolejnych badaczy do poszukiwań. A sądzę, że jest jeszcze wiele dokumentów nieznanych, które wystarczą na niejedną książkę.
Wywiad ukaże się także w najnowszym numerze „Wiadomości Bocheńskich” wydawanym przez Stowarzyszenie Bochniaków i Miłośników Ziemi Bocheńskiej.
Jack Fairweather jest laureatem prestiżowych nagród dziennikarskich. Był m.in. szefem biura brytyjskiego dziennika „Daily Telegraph” w Bagdadzie i fotoreporterem amerykańskiego „Washington Post” w Afganistanie.
Jego książka „Ochotnik. Prawdziwa historia tajnej misji Witolda Pileckiego″ to efekt pięciu lat pracy zespołu naukowców w Polsce, Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych, Szwajcarii i Izraelu.
Spory udział w powstaniu książki, która odkrywa nowe fakty z życia Pileckiego jako świadka Holokaustu mają też przedstawiciele Stowarzyszenia Bochniaków i Miłośników Ziemi Bocheńskiej. Jack Fairweather gościł w Stowarzyszeniu kilkakrotnie zbierając informację do swojej książki. Razem z byłym prezesem „Bochniaków” śp. Stanisławem Kobielą przeszedł nawet fragment trasy, którą Pilecki uciekał z obozu w Auschwitz. Dziennikarz był też w wiśnickiej Koryznówce u Marii Serafińskej-Domańskiej i Stanisława Domańskiego, gdzie po ucieczce ukrywał się Witold Pilecki.
Witold Pilecki, agent podziemnego ruchu oporu dobrowolnie trafił do KL Auschwitz we wrześniu 1940 roku pod nazwiskiem Tomasza Serafińskiego (ojca Marii Serafińskiej-Domańskiej). Miał zbadać losy tysięcy ludzi, którzy zostali przewiezieni do nowego obozu koncentracyjnego Auschwitz. Jego zadaniem było dostarczanie informacji o nazistowskich zbrodniach oraz zebranie tajnej armii, która wznieciłaby powstanie. Pilecki był w obozie świadkiem, a zarazem ofiarą niewyobrażalnego sadyzmu znęcających się nad więźniami nazistów. Zaczął organizować tajną siatkę wśród Polaków, którzy podzielając jego przekonania zdecydowali się na walkę w konspiracji. Pierwsze informacje o zbrodniach, dostarczone z narażeniem życia do polskiego rządu na uchodźstwie w Londynie, nie wywołały jednak żadnego odzewu. Wystosowany do Brytyjczyków apel o zbombardowanie Auschwitz również trafił w próżnię. W lipcu 1942 roku nadeszły pierwsze transporty słowackich Żydów, które poddano selekcji do komór gazowych i Auschwitz szybko zmienił się ze straszliwego obozu pracy w miejsce masowego mordu.
Pilecki uciekł z niemieckiego obozu Auschwitz nocą z 26 na 27 kwietnia 1943 r. Wraz z nim zbiegli więźniowie Tadeusz Redzej i Edward Ciesielski. Uciekinierzy kierowali się na wschód. Łodzią przepłynęli na drugi brzeg Wisły, by przekroczyć granicę z Generalnym Gubernatorstwem. Uciekali przez Alwernię, Tyniec, Wieliczkę i Puszczę Niepołomicką, Bochnię. Pilecki dotarł do Wiśnicza, gdzie w Koryznówce ukrywał się przez blisko cztery miesiące, zanim trafił do Warszawy.
Warto dodać, że jedna z bocheńskich ulic nosi imię rotmistrza Pileckiego., jest też pamiątkowa tablica na ścianie „Domu Bochniaków”. Imię tego bohatera nosi również Szkoła Podstawowa w Jodłówce. Jest także pomysł, by powstał „Szlak Pileckiego” prowadzący z Auschwitz, przez Alwernię, Puszczę Niepołomicką, Bochnię do Wiśnicza.