Do pracy zamiast sukienek zakładają spodnie, szpilki zastępują im wygodne buty. Mundur ma swoje zalety. Nigdy nie wiadomo bowiem, czy nie trzeba będzie ścigać złodzieja, albo zabezpieczać śladów po wypadku. Gdy decydowały się służbę w policji, nie do końca wiedziały, co je czeka. Na pewno nie jest łatwo. Dziś jednak mówią zgodnie, że swojej pracy nie zamieniłyby na żadną inną.
Z Warszawy do Bochni
Sierż. sztab. Katarzyna Węglarz (45 lat) do policji trafiła, mając 35 lat.
– Pracując w innych zawodach, wiedziałam, że to nie jest to, co chciałabym robić w życiu. W rezultacie zdecydowałam, że wezmę udział w rekrutacji do policji – wspomina.
Wymagało to oczywiście odpowiedniego przygotowania. Zwłaszcza fizycznego, bo test sprawnościowy, który trzeba zaliczyć na egzaminie, do łatwych nie należy. Pech chciał, że tuż przed egzaminem Kasia złamała nogę. Na realizację planów musiała poczekać. Po okresie rekonwalescencji zdała go jednak bez problemu. Służbę w policji rozpoczęła w Garnizonie Warszawskim. Do domu przyjeżdżała w dniach wolnych od służby. Rodzina w tym okresie była dla niej dużym wsparciem.
Po pięciu latach zdecydowała, że musi wrócić do domu na dobre, akurat zwolnił się etat w KPP w Bochni. Poprosiła o przeniesienie do Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego. Obecnie pełni służbę w Rewirze Dzielnicowych KP Nowy Wiśnicz W tym roku obchodzi 10-lecie służby.
– Teraz mogę śmiało powiedzieć, że bardzo lubię swoją pracę, choć nie jest prosta. Mam do czynienia z ludzkimi dramatami. To nie są proste tematy. Bardzo trudno jest powstrzymać emocje, kiedy widzi się rozpacz po stracie bliskiej osoby w rodzinnej tragedii, mimo to trzeba zachować kamienną twarz i robić swoje, chociaż smutek ściska gardło – mówi.
Odskocznią dla tych trudnych emocji jest dla Kasi opieka nad zwierzętami, które posiada.
Rodzinna tradycja
Sierżant Angelika Loryś (30 lat) od dziecka miała kontakt z policją. W bocheńskiej komendzie pracował jej tata, więc jest to poniekąd rodzinna tradycja. Dla nikogo nie było więc specjalnym zaskoczeniem, że zdecydowała się pójść w jego ślady.
– Rodzina zawsze wspierała decyzje, które podejmowałam, jednak tata ze względu na doświadczenie miał pewne obawy, ale wierzył, że dam sobie świetnie radę – wspomina.
Być może dlatego najpierw ukończyła biologię, a potem jeszcze prawo dowodowe, zanim zdecydowała się wziąć udział w rekrutacji. Jak szła na test, powiedziała sobie, że jak nie zda, kolejny raz nie będzie próbować. Zdała jednak już za pierwszym razem.
Od pięciu lat pracuje w Wydziale Ruchu Drogowego KPP w Bochni. Jest jedną z trzech kobiet w 17-osobowym zespole. Pierwszy bojowy test przeszła kilka miesięcy po przyjęciu do pracy.
– Na mojej służbie doszło do wypadku ze skutkiem śmiertelnym, w którym zginęła kobieta. To był widok, który na zawsze pozostanie mi w pamięci – mówi.
Czy do tego można się przyzwyczaić?
– Nie. Na co dzień stykam się z ogromnymi tragediami, które uświadamiają mi wiele spraw, dlatego każdego dnia doceniam to, co mam – mówi.
Odskocznią od tych trudnych spraw, z którymi musi mierzyć się podczas pracy, są podróże. Te wyprawy daleki i bliskie pomagają jej się wyciszyć i zrelaksować.
Nauczycielka, ekonomistka… policjantka
Sierż. sztab. Sylwia Dudziak (31 lat) mogłaby być nauczycielką albo ekonomistką. Na swoim koncie ma nie tylko studia wyższe na tych dwóch kierunkach, ale także mnóstwo różnego rodzaju kursów.
– Lubię się uczyć – podkreśla policjantka zespołu ds. wykroczeń wydziału prewencji KPP w Bochni, jedna z ośmiu kobiet w 48-osobowym wydziale. W służbie już osiem lat.
O pracy w policji myślała już jako licealistka. Okna jej szkoły wychodziły na budynek bocheńskiej komendy.
– Kiedyś będę tam pracować – mówiła przed laty do koleżanek. Słowa dotrzymała. Do policji dostała się za drugim razem. Za pierwszym poległa na „sprawnościówce”, a dokładnie rzucie piłką lekarską.
– Na egzamin jechałam razem ze swoim narzeczonym (obecnie mężem), jemu się udało, ja musiałam poczekać dwa lata. To był czas, kiedy spokojnie sobie wszystko przemyślałam i utwierdziłam się w przekonaniu, że to zawód, który chcę faktycznie wykonywać – podkreśla.
Teraz o tym, że był to dobry wybór i, że ma „policyjnego nosa”, przekonuje się zawsze, gdy ogląda policyjne seriale. Zanim się fabuła na dobre rozkręci, Sylwia już wie, kto jest sprawcą.
Z mężem policjantem dogaduje się dobrze.
– To, że wykonujemy ten sam zawód, powoduje, że bardzo dobrze się dogadujemy jako małżeństwo. Wiemy na czym polega specyfika tej pracy i to, że czasem trzeba, zostać po godzinach – mówi Sylwia.
Sylwia razem z mężem wychowuje 20-miesięczną córeczkę. Praca na zmiany pozwala im zaopiekować się maleństwem bez konieczności posyłania jej do żłobka. Śliczna pani sierżant w wolnych chwilach piecze ciasta, czyta kryminały i robi kolejne kursy, tym razem z dziedziny kosmetologii.
W Komendzie Powiatowej Policji w Bochni pracują 23 kobiety, wszystkich policjantów jest 159.
Eliza
08 marca 2021 godzina 08:49
„Ładniejsza część” – niezły strzał w kolano. W dzień kobiet kobieta pisząc o kobietach popełnia taki antyfeministyczny seksizm. I jak tu ma być normalnie?
Xxx
08 marca 2021 godzina 15:35
Widocznie Kobieta, która pisała ten artykuł jest w pełni normalna w tych śmiesznych czasach.
Wszystkiego najlepszego jej życzę!
Jkks
08 marca 2021 godzina 10:54
Skazane na sukces
Matfi
09 marca 2021 godzina 05:31
No ciekawe czy faktycznie takie z powołania czy może jak większość upolityczniły już swoją służbę. Jest tu kto z Bochni?
Kpbieta
09 marca 2021 godzina 12:34
Mam również takie zdanie tylko rodzinka i znajomości z powołania no ciekawe
KPPKP
08 marca 2021 godzina 11:02
♀️♀️♀️