Tysiące puszek wypełnionych niezidentyfikowanymi cieczami zalega na prywatnej działce w Dołędze w gminie Szczurowa. Trafiły tu na zlecenie firmy z Katowic, która w kwietniu wydzierżawiła ten teren. Gdy sąsiedzi nielegalnego składowiska zorientowali się, co się stało, wszczęli alarm. Boją się o swoje zdrowie i życie.
Kilkaset ton odpadów trafiło na działkę na początku maja. Trudno w to uwierzyć, ale zostały zwiezione w ciągu jednego dnia. Wypełnione po brzegi tiry musiały kursować jeden za drugim. Widok dużych samochodów nikogo z miejscowych nie zdziwił, bo w sąsiedztwie działa żwirownia. Dopiero gdy mieszkający najbliżej tego miejsca odkryli, co się dzieje, wszczęli alarm.
Chodzi o nasze życie
Mieszkańcy Dołęgi są zrozpaczeni. Nie dość, że z ukrytego na blaszanym ogrodzeniem składowiska potwornie śmierdzi, to jeszcze wokół jest pełno much.
– W tej chwili nie da się tu żyć. Nie jesteśmy w stanie otworzyć okna, usiąść przed domem – żali się Zofia Polak z Dołęgi.
Fetor i muchy to jednak nie wszystko. Mieszkańcy Dołęgi boją się, że może dojść do pożaru. Gdy olbrzymia góra śmieci i niezidentyfikowanych substancji się zapali, zagrożone będą ich domy, zdrowie i życie.
– Przecież cały czas wdychamy ten smród, a nie wiadomo co to jest – podkreśla pani Zofia.
Natychmiast do usunięcia
Mieszkańcy domagają się natychmiastowej likwidacji składowiska. Napisali protest i skierowali go do samorządu. Sprawę bada policja, prokuratura, ale też Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska.
– Przeprowadziliśmy oględziny tego terenu i na najbliższe dni zaplanowaliśmy kontrolę – zapewnia Krystyna Gołębiowska, kierownik tarnowskiej delegatury WIOŚ w Krakowie.
Właścicielem działki, na której znajdują się podejrzane substancje jest Józef Pajdzik. Przedsiębiorca zapewnia, że został oszukany przez firmę, która za pośrednictwem agencji nieruchomości wydzierżawiła ten teren.
– Umowa dotyczy wynajmu hali, a nie placu. Miał tu działać skład materiałów i maszyn budowlanych – mówi.
Pajdzik zapewnia, że śląską firmę dobrze sprawdził przed podpisaniem umowy. Jej przedstawiciele nie wzbudzali podejrzeń, pierwszy czynsz w wysokości kilku tysięcy złotych zapłacili od ręki. Wszystko wskazuje na, to, że kolejnego jednak już nie uregulują.
Właściciela firmy szuka policja
– Po człowieku, który ode mnie wynajął działkę, nie ma śladu, od miesiąca szuka go policja – dodaje Józef Pajdzik.
Teraz on sam musi uporać się z tym problemem. Usunięcia składowiska zażądał od niego samorząd gminy Szczurowa.
– Jeśli te odpady nie znikną w najbliższych dniach, zlecimy posprzątanie tego terenu, a rachunkiem obciążymy właściciela działki – przekonuje Marian Zalewski, wójt Szczurowej.
Koszt usunięcia takiej ilości tego typu odpadów wynosi blisko 100 tys. zł. Jest ich tak dużo, że ciężko znaleźć firmę, która zrobi to w ciągu jednego dnia.
Sprawę bada brzeska policja i prokuratura. – Prowadzimy czynności wyjaśniające w sprawie składowania niebezpiecznych odpadów zagrażających życiu. Grozi za to 5 lat pozbawienia wolności – wyjaśnia st. asp. Ewelina Buda.
Fot. Maciej Mazur