Z Czesławem Kwaśniakiem Krajowym Pełnomocnikiem Zjednoczenia Chrześcijańskich Rodzin i liderem listy Konfederacji w wyborach parlamentarnych z okręgu tarnowskiego
Zebrał pan blisko 11 tysięcy głosów. Jest pan zadowolony z tego wyniku?
Bardzo, to 9. wynik w naszym okręgu. Proszę pamiętać, że podczas tych wyborów wróciłem do polityki po ponad 15-letniej przerwie, od czasu gdy byłem radnym Sejmiku Małopolskiego. Ten wynik pokazuje, że ludzie o mnie nie zapomnieli. Nie uzyskałem co prawda mandatu, ale miałem lepszy wynik niż siódmy kandydat, który wszedł do parlamentu z listy PiS. To efekt metody D’Hondta, która jest stosowana do obliczenia liczby mandatów dla kandydatów poszczególnych partii w danym okręgu.
Mandatu nie ma, co zatem dalej będzie robił Czesław Kwaśniak?
Na początek już w przyszłym tygodniu organizuję spotkanie, w którym weźmie udział poseł Konrad Berkowicz. Podczas niego chce między innymi podziękować wszystkim, naszym kandydatom, a także osobom, które mnie wsparły w kampanii. To była dobra lista stworzona, przez silnych kandydatów. To ludzie otwarci, chętni do pracy, zaangażowani i zgodni. Zadowolony jestem, że na liście nie znalazł się Marek Ciesielczyk, który mocno zabiegał o miejsce. Przekonałem władze Konfederacji, że to nie jest dobry kandydat.
Dlaczego nie chciał pan Ciesielczyka na liście Konfederacji?
Jest to w moim odczuciu osoba bardzo konfliktowa. Nie chciałem fermentu, niepotrzebnych sporów wśród naszych kandydatów. Bez Ciesielczyka było spokojnie. Mamy dobrą, zwartą drużynę, wartościowych ludzi, z którymi będziemy dalej budować struktury przed kolejnymi wyborami. Nie ma na co czekać, już teraz trzeba brać się do pracy. Niebawem będą powstawały w każdym powiecie koła Konfederacji.
W kampanii wyborczej mocno wspierał pana brat Adam, ale poparcia nie udzielił drugi brat Janusz. Dlaczego?
Janusz poparł innego kandydata z listy PiS – przedstawiciela Porozumienia. Jego „protegowany” Stanisław Bukowiec zebrał w Borzęcinie tylko 180 głosów. Trzeba się zastanowić, co to za wójt, któremu nie zaufali mieszkańcy. Moim zdaniem jest to jego porażka. To poparcie przyniosło odwrotny skutek. Mimo, że brat mnie nie poparł i tak zebrałem w Borzęcinie więcej głosów niż Stanisław Bukowiec, który praktycznie mandat posła wywalczył sobie sam na Bocheńszczyźnie. Warto zauważyć, że Borzecin głosował za PiS-em, piękny wynik – ponad tysiąc głosów – zebrała tam Józefa Szczurek-Żelazko, bez żadnego poparcia z tamtejszego samorządu. Tu należą się gratulacje.
A nie było panu tak zwyczajnie po ludzku przykro, że brat nie stanął za bratem?
Sam sobie zepsuł opinię. Szkoda, że zapomniał, jak wiele lat temu, jeszcze za czasów AWS pomogłem mu zostać wójtem Borzęcina.
Te wyborcze emocje już opadły?
Opadły. Choć to była bardzo intensywna kampania. Rozpocząłem ją wcześnie, zaraz po zarejestrowaniu listy. Odwiedziłem wszystkie powiaty w naszym okręgu, spotykałem się z ludźmi, rozmawiałem, odnowiłem stare kontakty, nawiązałem wiele nowych. Sporo osób podczas tej kampanii pomagało mi bezinteresownie. Kampanię prowadziłem za własne pieniądze. Po ilości oddanych na listę głosów widać, że ludzie chcą zmian. I widzą alternatywę po prawej stronie sceny politycznej. Konfederacja weszła do Sejmu. Mamy jedenastu posłów. Moim zdaniem przy najbliższych wyborach wynik będzie przynajmniej dwa razy wyższy, to nam da w naszym okręgu tarnowskim dwa mandaty. Raz jeszcze serdecznie dziękuję, wszystkim wyborcom, którzy oddali na mnie głos, obdarzając mnie tak dużym zaufaniem.
