Marcin z Bochni przeszedł rozległy zawał, a zaraz po nim wstrząs kardiogenny. To spowodowało 20-minutowe niedotlenienie mózgu. Teraz walczy o życie w jednym z poznańskich szpitali. W Bochni czeka na niego żona i dwójka małych dzieci. Jego bliscy założyli zbiórkę. Potrzebne jest 250 tys. zł.
O pomoc i wsparcie zbiórki prosi żona Marcina, opisując sytuację.
„Razem z mężem i dziećmi mieszkamy w Bochni, nieopodal Krakowa. Mąż pracuje w firmie wykonującej posadzki przemysłowe. Bardzo lubi swoją pracę, choć jest ona ciężka, wymaga częstych delegacji oraz pracy niejednokrotnie w nocy. Tak samo było tej nocy, razem z kolegami mąż wykonywał pracę w Poznaniu, z dala od domu. W trakcie wykonywania pracy, poczuł się słabo i upadł. Okazało się, że to rozległy zawał serca. Przeżył tylko dzięki szybko podjętej reanimacji.
Niestety po przewiezieniu męża do szpitala doszło do bardzo niebezpiecznej komplikacji, jakim jest wstrząs kardiogenny, co łącznie spowodowało 20-minutowe niedotlenienie mózgu.
Przez dwa tygodnie prawie codziennie słyszałam od lekarzy na OIOM’ie, że rokowania są bardzo złe i żebym była gotowa na najgorsze. W stanie śpiączki mąż przebywał półtorej tygodnia. W sobotę wielkanocną został przeniesiony na oddział kardiologiczny. Obecnie oddycha bez respiratora, serce również pracuje samodzielnie. Ucieszyło nas, że reaguje na dźwięki i głosy. Wiemy też, że widzi, co prawda, jeszcze nie całkiem wyraźnie. Te małe kroczki bardzo nas wszystkich cieszą. Nie wiedzieliśmy przecież w jakim stanie Marcin się wybudzi. Niestety naszym największym zmartwieniem pozostają uszkodzenia mózgu do jakich doszło w trakcie niedotlenienia i powrót do świadomości.
Moim marzeniem jest, aby Marcin mógł w przyszłości być choć trochę samodzielny i by mógł wrócić do nas… do dzieci, które każdego dnia pytają o swojego tatusia, a mi się serce rozpada, bo nie wiem, co odpowiedzieć na pytanie kiedy wróci do domu. Są wspaniałe ośrodki rehabilitacyjne, ale koszty są ogromne, a mnie na nie po prostu nie stać. Zostaliśmy praktycznie bez środków do życia. Mamy dwójkę wspaniałych synów, młodszy ma niespełna 4 latka, a starszy w maju przystąpi do pierwszej Komunii Świętej.
Niestety nie wystarczy kilka tygodni rehabilitacji, potrzeba wielu miesięcy. Po tak długim niedotlenieniu im szybciej i dłużej Marcin będzie rehabilitowany to szanse na odrobinę samodzielności są o wiele większe. Mąż wymagać będzie zarówno rehabilitacji neurologicznej, jak i kardiologicznej.
Obecnie Marcin nadal przebywa w Poznaniu. Przez kilka dni w tygodniu jestem u niego, a później wracam do dzieci, które bardzo tęsknią nie widząc ani taty ani mamy. W jedną stronę pokonuję ok 500 km. Walczymy o to, by przewieźć Marcina bliżej domu, co powinno się udać to w ciągu najbliższych kilku dni. Najpierw do szpitala, gdzie Marcin po podróży przejdzie dodatkowe badania, następnie na parę tygodni do placówki opiekuńczo-leczniczej, w której prywatne chcemy zatrudniać na kilka godzin dziennie rehabilitantów neurologicznych oraz logopedę neurologiczną.
Finalnie przyszłą rehabilitację wiążemy z Polskim Centrum Rehabilitacji Funkcjonalnej VOTUM w Krakowie. Ośrodek ten polecili nam poznańscy lekarze. Jest to palcówka prywatna. Słyszeliśmy o tym ośrodku wiele pozytywnych komentarzy i wiemy, że pomógł już w wielu pacjentom, nawet w trudniejszych, wydawać by się mogło beznadziejnych sytuacjach. Wiemy, że rehabilitacja może być trudna i długa. Zarówno ta ruchowa, jak i ta związana z powrotem świadomości.
Dziś trudno określić, jak długo Marcin będzie do siebie dochodził: pół roku, 12 miesięcy, może więcej? Miesięczny pobyt w placówce z kosztami opieki to około 35 tys. złotych. Nie udźwignę sama wszystkiego, a tak bardzo walczę o powrót męża do zdrowia. Dlatego ogromnie Was proszę o pomoc oraz o udostępnianie zbiórki. Każdemu darczyńcy będę do końca życia wdzięczna za okazane serce! Dobro wraca”.