Dwaj strażacy uczestniczący w wypadku samochodu ratowniczego nadal są na zwolnieniach lekarskich. Do pracy mają wrócić w poniedziałek. – Jesteśmy z nimi w stałym kontakcie. Mają liczne potłuczenia, ale na szczęście żadnych złamań – mówi mł. bryg. Robert Cieśla, komendant KP PSP w Bochni.
Komendant przyznaje, że to cud, że jego podwładni wyszli z tego zdarzenia praktycznie bez szwanku. Do wypadku samochodu ratowniczego bocheńskiej komendy doszło w poniedziałek rano. Strażacy spieszyli na ratunek uczestnikom śmiertelnego zdarzenia w Stanisławicach. W Damienicach na bardzo śliskiej nawierzchni samochód strażacki wpadł w poślizg, zjechał do przydrożnego rowu i przewrócił się, uderzając w przydrożną kapliczkę.
Pojazd w najbliższych dniach oceni rzeczoznawca. – Czekamy na ekspertyzę. Z naszych wstępnych oględzin wynika jednak, że szkody będą znaczne – mówi komendant. Nie wiadomo, czy opłacalna będzie naprawa.
Szef bocheńskich strażaków uspokaja jednak, że brak tego pojazdu nie wpłynie na bezpieczeństwo mieszkańców powiatu bocheńskiego. Jednostka ma bowiem na wyposażeniu: pięć samochodów bojowych, w tym trzy duże gaśnicze, jeden specjalistyczny i jeden rozpoznawczo-ratowniczy.
Uszkodzony pojazd w bocheńskiej straży był wykorzystywany od stycznia 2008 roku, czyli już 11 lat.
ZOBACZ TAKŻE:
Anonim
05 lutego 2020 godzina 19:21
Komendat ktory lal paliwo na stacji