- REKLAMA -
- REKLAMA -
Sprawa Grażyny Kuliszewskiej

Borzęcin. Wyniki sekcji zwłok Grażyny Kuliszewskiej już za dwa tygodnie

fot. KWP w Krakowie
- REKLAMA -

Prokurator Marcin Michałowski z Prokuratury Okręgowej w Tarnowie, który prowadzi sprawę Grażyny Kuliszewskiej potwierdza, że wyniki sekcji zwłok powinny być znane pod koniec marca. Badanie wykonywane w Zakładzie Medycyny Sądowej CM UJ w Krakowie da odpowiedź na pytanie, w jaki sposób zginęła 34-letnia kobieta.

-Z wyników tych badań dowiemy się także, kiedy doszło do zgonu, a także czy w chwili śmierci kobieta znajdowała się pod wpływem jakichś leków, czy używek. Zleciliśmy bowiem wykonanie „pełnej toksykologii” – mówi prokurator Marcin Michałowski.

Prokurator przyznaje, że w sprawie śledczy mają przyjęte kilka wersji zdarzeń. Jedne mniej, inne bardziej prawdopodobne. Nie wyklucza, że w zaginięcie i śmierć Grażyny Kuliszewskiej zamieszane może być więcej niż jedna osoba. Pod uwagę brany jest udział w tej sprawie także członków najbliższej rodziny.

Grażyna Kuliszewska zaginęła w nocy z 3 na 4 stycznia. Miała iść spać do domu ojca. SMS o takiej treści został wysłany z jej telefonu. Ciało kobiety wyłowiono z Uszwicy 28 lutego. Policja znalazła je w Bielczy, czyli kilka kilometrów przed Borzęcinem. To oznacza, że kobieta albo sama wyjechała, albo została wywieziona z Borzęcina. Pogrzeb 34-latki odbył się 9 marca. Została pochowana na cmentarzu w rodzinnej miejscowości.

Pochodząca z Borzęcina Grażyna Kuliszewska od wielu lat mieszkała w Londynie razem z mężem z 5-letnim synem. Do Polski przyleciała 3 stycznia, w Borzęcinie od dwóch tygodni był już jej mąż z dzieckiem.

Detektyw, który na zlecenie męża zajmował się sprawą zaginięcia, ustalił, że 34-latka miała romans z Kurdem. Planowała się rozwieść i związać z nim. Według ustaleń detektywa kobieta przed śmiercią zaciągnęła w londyńskim banku duży kredyt.

Po pieniądze miała przylecieć także do Polski. 50 tys. zł miał jej przekazać mąż, w zamian za zrzeczenie się prawa do domu, który razem budowali. Razem z 34-latką w nocy miały zniknąć pieniądze, jej telefon i dokumenty.

Przy wyłowionych w Uszwicy zwłokach znaleziono tylko ładowarkę do telefonu z angielską „końcówką”, 20 zł, papierosy i klucze. Nie pasują one jednak do londyńskiego mieszkania, ani do domu w Polsce. Policja sprawdzała w Borzęcinie skąd mogą one pochodzić. Śledczy nie ujawniają, co ustalili.

299 komentarzy
- REKLAMA -
Góra