- REKLAMA -
- REKLAMA -
Wydarzenia

Bochnia. Wyprowadzał ludzi z palącej się kamienicy, ale nie czuje się bohaterem

marcin wlodek
Na pewno nie czuję się bohaterem - mówi asp. sztab. Marcin Włodek
Fot. Małgorzata Więcek-Cebula
- REKLAMA -

Z asp. sztab. Marcinem Włodkiem, policjantem z rewiru dzielnicowych KPP w Bochni rozmawia Małgorzata Więcek-Cebula

Ma pan dzieci?
Mam. Syna i córkę. Kacper ma dwanaście lat, a Lenka sześć.

Tak się zastanawiam, czy nie myślał pan o nich, kiedy wchodził do palącej się kamienicy, by ratować znajdujących się tam ludzi?
Gdy wchodziłem, to na pewno nie myślałem, nie było na to czasu. Dopiero gdy znalazłem się na pierwszym piętrze kamienicy, gdy poczułem dym i podwyższoną temperaturę, to pomyślałem, że to nie są żarty. Było naprawdę bardzo niebezpiecznie. Zdałem sobie sprawę, że kamienica może się zawalić, bo stropy nie wytrzymają, może dojść też do wybuchu gazu, i wtedy wszyscy zginiemy.

Była adrenalina?
Była i to wysoka. Trzeba było błyskawicznie ewakuować ludzi. Nie było ani chwili do stracenia, razem z sierż. Dominikiem Dulębą – kolegą z patrolu głośno krzyczeliśmy i kogo tylko się dało, sprowadzaliśmy do wyjścia. Ludzie w takich sytuacjach zachowują się różnie, jedni słuchają poleceń policjanta, a innym ciężko zrozumieć, że nie ma czasu na to, by się pakować.

Ale dość szybko udało się wszystkich wyprowadzić z budynku?
Poszło sprawnie, jednak dowiedzieliśmy się, że w jednym mieszkaniu jest jeszcze człowiek. To samotnie mieszkający starszy pan. Waliliśmy pięściami do drzwi, nie otwierał. Na szczęście jego sąsiad miał klucz. Weszliśmy do mieszkania, okazało się, że staruszek nie był niczego świadomy, kąpał się zamknięty w łazience. Założył tylko szlafrok. Razem z kolegą wyprowadziliśmy go na ulicę. W tym mieszkaniu było już sporo dymu, jeszcze chwila i mogło być różnie…

Mieszkańcy kamienicy, z którymi rozmawiałam, mówią o panu: bohater…
Ale ja absolutnie, na pewno żadnym bohaterem się nie czuję. Zrobiłem to, co powinienem, co przysięgałem przecież, ślubując słowa Roty „…strzec bezpieczeństwa Państwa i jego obywateli, nawet z narażeniem życia”. W tym zdarzeniu pomogło wiele osób. Wtedy, gdy trzeba było wyprowadzać ludzi z kamienicy, pojawili się też uczestnicy rajdu samochodowego, także bardzo pomogli. Nie mówiąc już o strażakach, którzy gasili pożar. Oni na pewno są bohaterami.

Od kiedy jest pan policjantem?
Już będzie 18 lat. Zaczynałem w 2000 roku od służby w prewencji w krakowskiej komendzie, potem przeniosłem się do bocheńskiej jednostki. Służyłem najpierw w ogniwie patrolowo-prewencyjnym. Do rewiru dzielnicowych trafiłem w 2006 roku. Od początku mam pod opieką  V dzielnicę Bochni, która obejmuje między innymi ścisłe centrum miasta.

I to właśnie na tym terenie pan był, gdy okazało się, że pali się kamienica przy Szewskiej?
Razem z kolegą przeprowadzaliśmy interwencje na bocheńskim Rynku. Jakiś młody człowiek znajdujący się pod wpływem alkoholu rzucił butelkę na ulicę. Gdy spisywaliśmy go, ktoś z przechodniów podszedł i zwrócił uwagę na dym wydobywający się z kamienicy. Dalszą historię już pani zna.

Znam, i tak sobie myślę, że gdyby nie ta interwencja na Rynku to nie wiadomo jak ta historia mogłaby się skończyć…
Mogło być różnie, tym bardziej że obok też są budynki. Podczas akcji ewakuowaliśmy też mieszkańców sąsiedniej kamienicy. Straty pożaru są olbrzymie, ale najważniejsze jest to, że wszyscy żyją.

Kliknij i dodaj komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Góra